04

Old man

Usiadłam na kanapie z gorącą herbatą w ręce. Włączyłam tv i beznamiętnie oglądałam jakiś film. Dochodziła trzecia w nocy, a ja nie mogłam zmrużyc oka odkąd wróciliśmy ze szpitala. Strach przejął nademną władzę i jedyne czego pragnęłam to wrócic do Nowego Jorku i zatopic się w szerokich ramionach Patricka. Wiedziałam, że jeśli to zrobie zawiode Justina, a to jest ostatnia rzecz jaką chce zrobic. Zależało mi na nim bardziej niż na kimkolwiek innym, ale czasami miałam wątpliwości dotyczące Nas. Kocham go, i jestem pewna, że i on kocha mnie, ale czasami za bardzo się martwi i staje się zaborczy. Myśli, że należe do niego i jestem jego własnością. Prawda jest taka, że nie jestem jego własnością, nie jestem jakimś bezużytecznym przedmiotem którym można sterowac za pomocą pilota.
Czuje się źle rozważajac taką sytuacje, ale myśli zawładnęły nade mną i nie mogłam się powstrzymac. Czy jeśli zakończylibyśmy ten związek było by nam lepiej? Czy czułabym się wolna? Nie. Justin znaczy dla mnie tyle co powietrze bez którego nie przeżyję. Westchnęłam w rozdrażnieniu odstawiając pusty kubek na stół. Wyłączyłam telewizję i wróciłam do pokoju. Oparłam się o ścianę i spojrzałam na łóżko gdzie Justin spał na całej przestrzeni. Zaśmiałam się cicho po czym podeszłam bliżej. Odłożyłam sweter którym byłam okryta i położyłam się obok chłopaka. Przymknęłam oczy i nim się spostrzegłam, odpłynęłam do krainy snu.

Obudziłam się czując słodkie, delikatne pocałunki składane wzdłuż mojego obojczyka. Zaśmiałam się cicho przykrywając bardziej kołdrą i wtulajac się w umięśniony tors chłopaka. Zaciągnęłam się powietrzem kiedy zachłanne dłonie Justina powędrowały wzdłuż uda.
-Przestań. - szepnęłam.
Wiem, że mineło kilka miesięcy od tamtego incydentu Ryana. Ale wspomnienia wciąż wracały uderzając we mnie trzy razy mocniej gdy tylko mój chłopak postanowił robic takie kroki. Chciałam wierzyc sobie, że nic się nie stanie, ale strach zwyciężał.
Justin natychmiast zabrał dłoń, ale nie przestawał mnie całowac. Tym razem jego zachłanne i pełne namiętnosci usta znalazły drogę do moich ust. Bez namysłu postanowiłam oddac pocałunek przyciągając chłopaka bliżej siebie. Wpiłam swoje palce w jego miękkie i delikatne włosy ciągnąc je lekko u nasady. Efekt wydał się udany ponieważ Justin jęknął wprost w moje usta.
Odrywając się od siebie spojrzeliśmy sobie w oczy. Uśmiech na naszych twarzach zagościł niemal natychmiast. Pocałowałam go lekko w kącik ust i przykryłam się cała kołdrą splatając nogi z nogami mojego obrońcy.
-Która godzina? - mruknęłam bawiąc się skrawkiem kołdry.
-Ósma.
W odpowiedzi kiwnęłam głową biorąc ze szafki telefon. W NY dochodziła czwarta rano. Postanowiłam, że jednak wyśle e-sms'a do Alici i Patricka. Myśl, że mogłabym ich obudzic ścisnęła mi serce, a żołądek niemal natychmiast pojawił się w gardle. Krótki e-sms zawierający tyle ile powinien powędrował do Nowego Jorku.
Westchnęłam siadając na łóżku. Dzisiaj miałam pojechac pod wyznaczony przez pielęgniarkę adres. Liczyłam się z tym, że mógł ulec zmianie, owszem. I szczerze powiedziawszy wolałabym by był zmieniony ponieważ wtedy byc może nie musiałabym stawac twarzą w twarz z moimi prawdziwymi rodzicami. Mimo to im szybciej to zrobie tym szybciej zjawię się w Ameryce, a tego chyba najbardziej bym chciała.
Wstając z łóżka ubrałam na siebie sweter i poszłam do kuchni by przygotowac nam wspólne śniadanie. Pół godziny później rozstawiłam na stole dwa talerze i talerz pełen naleśników polanych sosem klonowym i bitą śmietaną. Dzbanek z herbatą postawiłam tuż obok i zawołałam Justina który niemal natychmiast zjawił się w kuchni. Widząc owe śniadanie przytulił mnie od tyłu i pocałował w policzek.
Gdy skończyliśmy jeśc postanowiłam wziąc gorący prysznic. Namydliłam się w wszystkich zakątkach swojego ciała, a później leniwie, nie za szybko zmyłam z siebie pianę. Włosy rozczesałam do perferkcji po czym spiełam je w wysokiego koka. Ubierając na swoje chude nogi spodnie moro i długi szary sweter wyszłam z łazienki. Justin czekał na mnie siedząc na kanapie. Był już ubrany co wzbudziło we mnie zastanowienie kiedy się przebrał, ale postanowiłam to puścic w niepamięc. Chwytając swoją kurtkę wyszłam z mieszkania. Chłopak zamknął drzwi na klucz by chwilę później chwycic mnie za dłoń.
Podałam mu kartkę z adresem który wpisał w nawigację którą miał w telefonie.
-Skąd mamy pewnośc, że będzie ktoś w tym mieszkaniu? - spojrzałam na chłopaka.
-Właśnie dlatego idziemy to sprawdzic. - na jego twarzy pojawił się leniwy uśmiech nie sięgający nawet części twarzy.
Kiwnęłam głową idąc posłusznie za Justinem. Czułam się jak jakiś pies ciągnąc za smycz. Gdy tylko to wszystko się skończy będziemy musieli poważnie porozmawiac.

Pół godziny później staliśmy pod małą kamienicą obrośniętą pnączem. Do drzwi prowadziła wydeptana ścieżka obsadzona różnymi kwiatami. Wyglądała jak jakiś domek babci czy coś w tym rodzaju.
Westchnęłam ciężko i otworzyłam blaszaną, brązową bramkę. Rozglądając się ruszyłam małymi krokami przed siebie nie będąc w stanie nic powiedziec. Przymknęłam oczy nagle znajdując się pod drzwiami kamienicy. Przygryzłam mocno wargę spoglądając na Justina który ścisnął lekko moją dłoń dodając mi tym samym otuchy którą chyba teraz najbardziej w życiu potrzebowałam. Byłam tak blisko poznania prawdy a zarazem tak daleko. Nie chciałam wiedziec dlaczego prawdziwi rodzice oddali mnie do domu dziecka, ale ciekawośc zrzerała mnie od środka. Wiedziałam, że jeśli teraz nie poznam prawdy będę żyła z niepewnością do końca swojego życia. Będę żałowała, że nie dowiedziałam się ani grosza na temat moich prawdziwych rodziców.
Nie pewnie nacisnęłam mały guzik, a po chwili usłyszałam dźwięk dzwonka. Moje ciało drżało ze strachu jak galaretka. Bałam się to zbyt kruche określenie. Ja się cholernie bałam. Nie wiedziałam co może się za kilka minut stac. Co ja im powiem? Cholera, nawet tego nie przemyślałam. No bo przecież: cześc, jestem Vivianne i jestem waszą córką, chciałabym się dowiedziec dlaczego oddaliście mnie do domu dziecka nie wchodziło w grę.
Westchnęłam gdy minęło już dobre 5 minut. Pokręciłam przecząco głową i odwróciłam się w kierunku ulicy. Zeszłam po schodach chcąc się znaleźc w NY. Ale gdy tylko to zrobiłam usłyszałam skrzypnięcie drzwi. Powoli odwróciłam się w stronę drzwi.
Siwy mężczyzna w sędziwym wieku stał w drzwiach, a przez moją głowę przebiegła dośc nietypowa, ale prawdziwa myśl:
To nie jest mój ojciec.


***
Taka tam beznadzieja. 

6 komentarzy:

  1. jgfiudgdsufifdbnfudfdbsfyundidfdsi Niesamowity! Kocham <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Supeeer . Czekam na nastepny *.*

    OdpowiedzUsuń
  3. świetny:)
    czekam na nowy
    @magda_nivanne

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo fajny rozdział. Jestem ciekawa co teraz będzie z tym mężczyzną. I czy rzeczywiście Justin‘ a czeka rozmowa o ich związku. Czekam na kolejny. <3
    - Nicoll

    OdpowiedzUsuń
  5. super opowiadanie ! :) czekam na kolejny xxx

    OdpowiedzUsuń

Pamiętaj, że każdy komentarz mobilizuje do dalszego działania!